Jeśli ktoś postanawia do swojego ślubu jechać wysłużonym dalekimi podróżami oplem, na weselu rozpalić ognisko, pić beztrosko kawę w ogrodzie, a podczas podziękowań dla rodziców płakać jak bóbr… i mieć przy tym wszystkim jeszcze czas na szalone tańce do białego rana, to znaczy, że stawia na prawdziwe przeżycia i podchodzi do swojego ślubu z solidną dawką luzu.
Tak zapamiętaliśmy Weronikę i Jakuba, parę zakochańców z Gdańska, którzy świetnie bawili się na swoim weselu dając sobie i gościom przestrzeń do rozmów i cieszenia się letnim wieczorem. Sami zobaczcie!